
Konkurs poetycki „O Śląsku, po śląsku” rozstrzygnięty
Jury konkursu poetyckiego „O Śląsku, po śląsku” wyłoniło laureatów. Zwycięzcą został Jakub Schuwald, miejsce drugie zdobyła: Agata Campr zaś trzecia nagroda trafia do: Anny Piliszewskiej. Organizatorem konkursu jest Stowarzyszenie WRAZIDLOK.
Stowarzyszenie WRAZIDLOK rozstrzygnęło konkurs poetycki „O Śląsku, po śląsku”. Jego celem jest promowanie śląskiej kultury i języka śląskiego. Zaprosiliśmy poetów do piór. Zdumiał nas szeroki odzew. Łącznie na konkurs napłynęło ponad dwieście wierszy, w tym ponad sto po śląsku.
Oto lista nagrodzonych:
Pierwsze miejsce "Kracpuc" godło: Sztukator- Jakub Schuwald. Autor otrzymuje 1000zł nagrody.
Drugie miejsce "Węgiel" godło: GRABER- Agata Campr i 500zł nagrody.
Trzecie miejsce "Lipiny. pean dla palców" godło: SZCZAW - Anna Piliszewska i 200zł.
Jakub Schuwald jest studentem historii sztuki i filologii czeskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Języka śląskiego używa przede wszystkim w domu, ale jest to ważny element jego tożsamości. W wolnym czasie zwiedza, czyta i pisze. A dokładniej: zwiedza wszystko co może zwiedzić, czyta to, co go rozwija, pisze to, czego nie przeczytał.
W skład konkursowego jury weszli:
• prof. Zbigniew Kadłubek, filolog klasyczny, komparatysta, eseista, tłumacz i pisarz, profesor uczelni w Katedrze Literatury Porównawczej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
• Izolda Czmok, dziennikarka i popularyzatorka kultury śląskiej, znana z prowadzenia nagradzanego programu "Dej pozór. Szoł Tok Izoldy Czmok".
• Sabina Frankowska-Zięcina, nauczycielka, poetka, nagradzana i wyróżniana w konkursach literackich.
• Łukasz Zimnoch, prezes Stowarzyszenia Wrazidlok.
Prof. Zbigniew Kadłubek: - myśl o tym, że poetycki język, że w ogóle poezja jest ojczystym językiem człowieka pojawiła się XVIII wieku. Poezja jest pierwszym ludzkim językiem, a ten język jest od razu metaforyczny, pełen rozmaitych figur. Czy poezja zabrzmi po śląsku, czy w jakimś mieszanym języku polsko-śląskim, czy po polsku - to sprawa drugorzędna. Poezję zawsze słychać NAJPIERW. Ładnie o tym pisał Jan Jakub Rousseau: "Ponieważ pierwszymi powodami, które skłoniły człowieka do mówienie, były namiętności, pierwsze wyrażenia były tropami. Język przenośny zrodził się jako pierwszy, sens właściwy znaleziony został jako ostatni. Nazywano rzeczy ich prawdziwymi nazwami tylko wówczas, gdy widziano je pod prawdziwą postacią. Najpierw mówiono tylko w sposób poetycki; za rozumowanie zabrano się dopiero znacznie później"[i].
Redaktor Izolda Czmok: - Jo jest zaskocono, że tyla ludzi pise poezyjo po ślōnsku i ô Ślōnsku! I to richtig szumno. Jak mōmy tyla zdolnych ślōnskich poetōw, ftorzy przajōm wszyskiymu, co nasze i ftorych Ślōnsk inspiruje, to myśla że niy trza sie starać, co nasza kultura sie straci
- Drżałam o powodzenie konkursu, jako jego pomysłodawczyni i organizatorka, bo trwające wciąż dyskusje o zasadach śląskiej pisowni mogły zniechęcić poetów. Muzy miały jednak swój plan i uparcie szeptały do uszu najwrażliwszych, te szepty zamienione zostały atramentem artystów na krystaliczne piękno – wyjaśnia Sabina Frankowska – Zięcina.
- Język śląski jest, żyje i opowiada o świecie szerokim nie czekając na administracyjną aprobatę. To nas Ślązaków raduje i napawa nadzieją, że nasz godka oprawiona talentem poetów jest narzędziem do opisywania niezwykłości naszego kawałka raju – entuzjazmuje się prezes Stowarzyszenia WRAZIDLOK, dr Łukasz Zimnoch.
Oto nagrodzone wiersze:
Miejsce nr 1:
KRACPUC
Tyś mie widzioł lŏtać po bosŏku.
Tyś mie słyszoł ryczeć, jak mi bōło pōł roku.
Kożdŏ graczka i płaczka,
kożdy fajer i chaja.
Beztōż niy lubiã Cie, ino trochã Ci przajã.
Mōm Ci jedno w zŏcy, że bōło trochã szpasu,
jak za bajtla, palcōma połnymi marasu,
abo znojdzōnym kajś patykym szpicatym
dubōłch w twojim tynku, ôszkliwym i chrapatym.
Lichy, ajnfachowy - siwy pancer z erzacu.
Durś leżoł z ciebie szczyrk na cołkim placu.
A pod tobōm cegła, istŏ i czerwōnŏ,
już tela lŏt milczy, pod kracpucym stracōnŏ.
Niy ma Ci fest gańba, żeś jōm tak ôkrutnie skrōł?
Zatrzimołś historyjõ, rozdzielōłś tyn świat na pōł.
Dusisz cegła, za starygo piyrwy kładziōnŏ.
Terŏz sie chcã podziwać, jak je seblyczōnŏ.
Beztōż ôdkrywōm szkorupã, pod kerōm
ôżarty ōpa bamōnci z siykerom.
Psy i koty bele co żerōm.
Ftoś ryczy, że ujek to pierōn.
Jednego na wojnã bierōm.
Inkszy przegrŏwŏ z tuberōm.
Ôstuda za ôstudōm, ôko za ôko,
niy wiym, eli chcã dubać głymboko.
Smōl to wszyjsko, smōl tã cegłã.
Już oczy zawarła, już sie w trule legła.
Kryj cołkõ srogõ chałupã,
beztōż tyś je moja szkorupa.
Miejsce nr 2
Węgiel (Graber)
Życie go wzięło za fraki i nim miotało od Fiata do Piasta.
Napełniał oczy czarnymi hałdami, węglem dojrzałym, wyrośniętym
w głębinach, śląskimi truflami, co ludzie ich od dawna szukają w ziemi
i odkrywają na nowo. Pali potem jeden i drugi w kominku kalorie, ogień się poci bo
groszkiem sypnęło. Wzrok dobrze mu trawił widoki, wzrok
widział w przyszłość, bo lekkie plusy, wzrok się rozrastał. Uznał, że nie tylko goda,
ale też widzi w pełni po śląsku.
Niektóre śląskie kamienie miękną popołudniami. Zmieniają się w kluski, są całkiem jadalne.
Antidotum na głód. Odtrutka. Bo między skroniami on ma głodnego człowieka co spod ziemi
na wierzch wyciągał, krocząc za pomocą nóg i rozbieganego wzroku śladem węglowym,
niezbędne do życia, zmiennokształtne kamienie
Miejsce 3
Lipiny. pean dla palców
dziadek naprawia rower – siedzimy cicho na ryczce, nie słysząc
wrzasku gawronów, pyskowania sąsiadów, brzęku wiader i rondli
w swym nabożnym
skupieniu. liczą się tylko ręce; szorstkie, węźlaste palce. śliski
szpagat łańcucha – jak żelazny różaniec. wiśnie stoją jak księżne
w kiściach krwawych klejnotów, zwabiając gromady szpaków,
które kradną owoce chytrzej od czterech ryżych
smyków ujka Helmuta. pestki lecą
z korony na udeptaną ziemię, turlikają się chyżo do naszych
brudnych sandałów. nie ma komu przegonić, kijem przerwać
ten raub – co tam wiśnie, gdy opa skleił przeciętą dętkę i ją topi
pod rynną w zardzewiałym szafliku, cierpliwie sprawdzając
szczelność. szczęście zaraz się ziści – ucieleśni w napięciu
szprych i w świście powietrza – wolność ma posmak szczawiu,
smaru, lepkich maszketów. jest tchem wiatru we włosach,
parowaniem: mgłą z hałd; starczy cupnąć
pod drzewem, chwilę mrużyć powieki – jaki to czas? zaprzeszły?
i czy ci, których nie ma, wrócą w powłokach ciała? czy ręce,
by skleić dętkę, naraz się odpopielą? bo ryczka wciąż tkwi pod
wiśnią, szpaki pilnie szabrują. za siódmą ciszą bezkresną
i za siódmym zakrętem gruba mamrocze gusła. bije szafkowy
zegar – zezowata kukułka na pogiętej sprężynie wykuka
siedem lat chudych. wbrew zasadom logiki, wbrew nicości i śmierci,
palce dziadka poklepią, zapraszając do jazdy, wyłysiałą oponę
czerwonego roweru.
[i] Jean-Jacques Rousseau: Szkic o pochodzeniu języka. Przeł. Bogdan Banasiak. Łódź 2019, s. 55.